MIŁOŚĆ DO SIEBIE. Dlaczego jest NAJWAŻNIEJSZA i jednocześnie NAJTRUDNIEJSZA do osiągnięcia?

Walentynki to dzień, w którym wielu ludzi skupia się na wyrażaniu swojej miłości do innych, a jeżeli nie ma przy sobie takich osób, skupia się na bolesnym poczuciu braku tej miłości obok. Pragniemy, aby inni nas kochali, często jesteśmy wręcz gotowi oddać wszystko, aby zyskać czyjąś miłość, albo skupiamy całą swoją uwagę na kimś, kogo bardzo kochamy, a jeżeli ta osoba nas zrani – bardzo cierpimy.

Chciałabym powiedzieć Ci, że NAPRAWDĘ istnieje coś, co NAPRAWDĘ sprawi, że już nigdy nie będziesz cierpiał z powodu miłości, nawet, jeżeli odejdzie od Ciebie osoba, którą kochasz najbardziej na świecie… Wiesz co to jest?

To MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.

Być może wiele razy już słyszałeś o tym, że miłość do siebie jest najważniejsza, że musisz kochać siebie, bo inaczej nie będziesz w stanie prawdziwie kochać innych, ani w pełni przyjmować ich miłości. Być może już setki razy podejmowałeś próby kochania siebie, afirmowania miłości do siebie, ale czujesz, że brakuje jakiegoś składnika w całej formule? Być może od wielu nauczycieli czy mistrzów słyszałeś o tym jak ważne jest kochanie siebie i w jaki sposób to robić, ale czujesz, że mimo wielu prób nie posuwasz się do przodu i tracisz wiarę w siebie, w to, że kiedykolwiek Ci się uda? Może myślisz, że z Tobą jest coś nie tak, że jesteś gorszy od innych, że inni potrafią, a Tobie jakoś się nie udaje, więc obwiniasz i karcisz siebie za niezdolność do kochania siebie?

Chciałabym, abyś uświadomił sobie, że wiele osób, które mówią o miłości do siebie i sprawiają wrażenie tryskających nią, niestety same jej nie doznały w pełni. W przypadku wielu osób aktywuje się tutaj mechanizm obronny, którego celem jest odcięcie się od najgłębiej zakorzenionych ran blokujących miłość własną. Mechanizm ten polega na tym, aby wytworzyć w sobie iluzoryczne przekonanie, wręcz zakłamanie, że już w pełni kochamy siebie i wiemy jak tego dokonać, bo jeżeli w to uwierzymy i będziemy o tym przekonywać innych, to już nie mamy w tym temacie nic do uzdrowienia. Dzięki temu możemy czuć (iluzoryczne tak naprawdę) poczucie bezpieczeństwa, że już nie musimy zmagać się z bólem, który jest tak głęboko schowany. Nie jest to absolutnie wytykanie czy krytykowanie kogokolwiek za nieumiejętność kochania siebie czy okłamywanie siebie i innych (tak naprawdę krytykowalibyśmy wówczas samych siebie, ponieważ inni są dla nas lustrami), ale bardziej chęć uświadomienia, że każdy, także my sami możemy wpadać w pułapkę własnych mechanizmów obronnych i aby z nich wyjść musimy mieć świadomość, że na nich podświadomie operujemy. Chciałabym, abyś zrozumiał, że jeżeli nauczyciel przekazuje Ci coś, czego jeszcze sam nie do końca doświadczył, to owszem, może być to dla Ciebie świetną wskazówką, natomiast ciężko będzie Tobie wejść w pełne zrozumienie tego o czym mówi, dlatego zachęcałabym do wyrozumiałości, zarówno wobec siebie jak i do nauczyciela, który w dalszym ciągu może być i ma pełne prawo być w swoim procesie powrotu do pełnej miłości do siebie. Mówię to po to, abyś przestał karcić siebie za to, że słuchasz tak wielu nauczycieli czy mistrzów, którzy mówią o tym jak kochać siebie, a w dalszym ciągu nie wiesz jak to zrobić, kiedy inni potrafią. Niestety najczęściej to dość długa droga i nie ma tu skrótów i nawet wybitni nauczyciele w dalszym ciągu są w swoim procesie, w swojej drodze do miłości własnej i to jest w porządku. Często na tej drodze wpadamy w „ślepe uliczki”, jak na przykład zaniedbywanie siebie, nadmiernie pomagając innym, a jest to kolejna forma ucieczki od siebie i swoich własnych ran i paradoksalnie taka pomoc innym oddala nas od pełnej miłości do siebie. Z tej ślepej uliczki możemy jednak „wyjść na prostą”, kiedy spotkamy się ze swoimi najgłębszymi ranami, które blokują nas w pełnym wyzwoleniu i odczuwaniu miłości do siebie i je uzdrowimy.

To właśnie te warstwy pozorów i mechanizmów obronnych tak bardzo utrudniają wkroczenie w etap uzdrawiania ran i w efekcie wypełnienie samego siebie miłością własną.

Często podświadomość czy też osobowość wręcz nie chce dać nam dostępu do tego obszaru ran, bo wierzy, że ujawnienie ich byłoby dla nas wyjątkowo niebezpieczne.

Ale to że rany są skutecznie chowane, maskowane czy wręcz wypierane wcale nie sprawia, że przestajemy je odczuwać. Na pewnym poziomie je odczuwamy, ale nie chcemy się z nimi spotkać, uciekamy od nich. Uciekamy w uzależnienia, w tłumy ludzi, w tanie rozrywki, bo to jest forma wyciszenia tego bolesnego wołania o pomoc, wołania z głębokich otchłani ropiejących ran.

Ale jeżeli już będziemy gotowi się z nimi spotkać, zdjąć wszelkie zasłony iluzji i dokopiemy się do tych ran, to bywa, że jest tak wiele warstw, że co jakiś czas na powierzchnię będą wypływały kolejne warstwy emocjonalno-przekonaniowe, dlatego proces uwalniania może trwać przez dłuższy czas.

Ważne, aby pamiętać, że rany mogą pochodzić z okresu dzieciństwa, którego nawet nie pamiętamy, ale także w ogromnej mierze nie są nawet naszymi własnymi ranami, gdyż nosimy w sobie rany czy przekonania naszych przodków, a także poprzednich wcieleń. Są one głęboko wyryte w pamięci komórkowej i traktujemy je jak swoje własne.

Jakiego typu są to rany, emocje i przekonania? Poniżej wymienię jedynie kilka, aczkolwiek niezwykle znaczących i powszechnych, jednocześnie niezwykle trudnych i bolesnych.

  • Nie wolno mi kochać siebie. Kochanie siebie jest zabronione, wręcz napiętnowane, za to można być/było się prześladowanym, ukaranym, a może nawet w którymś wcieleniu skończyło się śmiercią? Być może to wywołało wręcz paniczny strach przed tym, żeby w ogóle pomyśleć o tym, że mógłbym kochać siebie
  • Dozwolone i bezpieczne jest kochanie tylko innych, albo Boga, a kochanie siebie to grzech
  • Wstyd w związku z pragnieniem kochania siebie, bo przecież to egoizm, narcyzm, będą mnie wytykać palcami, wyśmiewać i za to może mi grozić wydalenie z jakiejś grupy, a przecież nie chcę być od niej odseparowany i pozostać sam
  • Głęboko zakorzenione poczucie winy, które każe myśleć, że nie zasługuje się na miłość, tym bardziej swoją; że nie jest się wart i godny miłości
  • Nie potrafię kochać siebie
  • Moja miłość jest nic niewarta (takie przekonanie mogło zostać zakorzenione na przykład w dzieciństwie, kiedy wręcz “zalewaliśmy” miłością swoich rodziców, czy rodzeństwo, ale nie była ona w pełni odwzajemniana, a wręcz spotykaliśmy się z wyraźną niechęcią i odrzuceniem przez osoby, które tak kochaliśmy, więc uwierzyliśmy, że skoro tak bliska nam osoba tak reaguje na naszą miłość to nasza miłość w takim razie jest bezwartościowa)

To tylko kilka z wielu przykładów przekonań, emocji i ran, które mogą w nas tkwić jak ciernie i sprawiać nam ból na wielu płaszczyznach naszego życia, a których możemy być zupełnie nieświadomi. Jeżeli przychodzą Ci na myśl inne tego typu przekonania czy rany, będę bardzo wdzięczna, jeżeli podzielisz się nimi w komentarzu.

Aby w tym momencie zacząć wykorzeniać z siebie te blokujące przekonania, emocje i programy warstwa po warstwie, wystarczy, że zobaczysz przed sobą wielkie ognisko i zaczniesz po kolei wrzucać w nie wszystko co wyżej wymieniłam i wszystko co przychodzi Tobie na myśl i blokuje Twoją miłość do samego siebie. Możesz także wypisać je na kartce, a następnie ją spalić. Ta prosta wizualizacja poparta intencją uwolnienia się z tych programów stanowi akt kwantowej obserwacji, a Ty, Twoja świadomość to kwantowy obserwator, który jej dokonuje. To właśnie obserwacja kwantowa wprawia w ruch energie i w efekcie kształtuje nasze pole, dokonuje zmian w jego konfiguracji, a tym samym kreuje naszą rzeczywistość, ponieważ przyciągamy do siebie zdarzenia, które emitowane są przez nasze pole jako świadome bądź podświadome obserwacje kwantowe. Więcej o kreowaniu rzeczywistości znajdziesz tutaj.

Kluczowe jest, aby najpierw napełnić samego siebie własną miłością, aby napełnić swój dzbanek, bo z pustego to i Salomon nikomu nie poleje, prawda? 😊 Jeżeli nie kochamy siebie w pełni, nie będziemy w stanie w pełni kochać innego człowieka, a to co ludzie nazywają miłością, bardzo często jest w dużej mierze przywiązaniem, z poziomu nieuświadomionego lęku o przetrwanie.

Możemy uzdrowić w sobie wszystkie warstwy bolesnych ran oraz uwolnić się od iluzji i przekonań, a także lęku o przetrwanie, które tak bardzo oddalają nas od pełnej i bezwarunkowej miłości do siebie. To będzie moment, na który czekałeś całe życie…

Pamiętaj, że nie przyszedłeś tu po to, żeby całe życie cierpieć i poświęcać się dla innych. Przyszedłeś tu po to, żeby podarować samemu sobie najcenniejszy dar, który kiedykolwiek mógłbyś otrzymać. Miłość własną. To właśnie prawdziwe i pełne doświadczenie miłości własnej gwarantuje pełnię szczęścia. I to właśnie Ty jesteś jego skarbnicą.

Jeżeli chcesz być na bieżąco z nowymi materiałami, które pomogą Ci w dokonywaniu kwantowych skoków/transformacji, zachęcam do subskrybcji na samym dole strony pod tym artykułem, na kanale You Tube, Facebooku czy Instagramie.

Z miłością, Agnieszka

1 thought on “MIŁOŚĆ DO SIEBIE. Dlaczego jest NAJWAŻNIEJSZA i jednocześnie NAJTRUDNIEJSZA do osiągnięcia?”

Leave a Comment

Scroll to Top